Publikować czy nie wyniki egzaminów. Komentarze prasowe.

Decyzja szefa CKE Krzysztofa Konarzewskiego o niepodawaniu w Internecie wyników egzaminów zewnętrznych wywołała kontrowersje wśród rodziców uczniów oraz dziennikarzy.

W Gazecie Wyborczej pojawiły się dwa artykuły na ten temat: Piotra Pacewicza „Rankingi kłamią i szkodzą „ (8 maja 2009) i polemiczny w stosunku do niego tekst Wojciecha Bartkowiaka „Nie ukrywajmy wyników egzaminów" (20 maja 2009).

Pacewicz zgadza się z decyzją szefa CKE, gdyż – jego zdaniem – na podstawie podawanych przez CKE średnich wyników egzaminów natychmiast powstawały listy rankingowe szkół, którymi ekscytowali się i rodzice, i media. Zło rankingów polega na tym, że – jak pisze Pacewicz – tworzy się przy tej okazji fałszywy obraz pracy szkoły, bo ta z wyższą średnią jest postrzegana jako lepsza od tej z niższą średnią egzaminacyjną. Wiadomo jednak, że na wyniki decydujący wpływ ma dobór zdolnych uczniów, a nie tylko wysiłek nauczycieli.

Ponadto wyniki rankingów mogą stresować zaangażowanych nauczycieli z tych szkół, które pomimo ich starań ciągle lądują na niższych pozycjach. Autor artykułu sam zauważa, że decyzja o niepublikowani średnich wyników szkół w Internecie może być odebrana jako ograniczenie jawności informacji publicznej. Bagatelizuje jednak takie ewentualne zarzuty, bo przecież nie ma w tym wypadku mowy o utajnieniu wyników. CKE poinformuje konkretnego ucznia i jego szkołę o wyniku, a także przedstawi raporty pokazujące, jak wypadł egzamin na poziomie poszczególnych województw, czy też w porównaniu szkół wiejskich i miejskich.

Co jednak zrobić, gdy rodzice będą rozważać wybór szkoły najlepszej dla swojego dziecka?

Pacewicz radzi pójść bezpośrednio do szkoły, zakładając optymistycznie, że nawet gdy wynik egzaminu nie był najlepszy, nie będzie problemu z dostępem do takich danych.

Wojciech Bartkowiak nie zgadza się z tezami artykułu Pacewicza, widząc w decyzji CKE przejaw omnipotencji państwa. Zakłada to bowiem, że urzędnicy lepiej od rodziców wiedzą czy rankingi są czy nie są szkodliwe dla ich dzieci.

Zdaniem Bartkowiaka należy w tej sprawie zdać się na zdrowy rozsądek samych zainteresowanych. Poza tym rankingi szkół tak czy inaczej będą powstawać, często pewnie według kryteriów mniej czytelnych niż do tej pory. Wartość rankingów polega też na tym, że gdy analizuje się informacje z kilku lat to widać dobrze te szkoły, które uparcie z roku na rok poprawiają swoją pozycję. Dla uczniów i nauczycieli jest to powód do satysfakcji, a dla rodziców wyraźna wskazówka.

Zarówno Bartkowiak jak i Pacewicz zgadzają się, że najlepiej by było, gdyby MEN i CKE wprowadziło w życie swój plan oceny pracy szkoły poprzez edukacyjny wskaźnik wartości dodanej. Określałby on w miarę precyzyjnie przyrost wiedzy ucznia w czasie jego nauki w danej szkole.

W tygodniku Polityka także można znaleźć krótki komentarz w tej sprawie – „Egzaminy do poprawki" (autor: BIG, 16 maja 2009). „Rankingomanię" postrzega się tu jako jeden z objawów złego funkcjonowania całego systemu egzaminów w szkołach. Interesująca jest końcowa uwaga: „CKE miałby pewnie więcej pomysłów na uzdrowienie systemu egzaminów zewnętrznych, gdyby nie ciągłe zmiany na stanowisku szefa. Od marca 2008 r. kierowali nią: Marek Legutko, Maria Magdziarz, Mirosław Sawicki, Krzysztof Konarzewski. Trudno więc mówić o kontynuacji pomysłów".

Na koniec chciałbym wyrazić także własną opinię na ten temat. Z perspektywy nauczyciela i pomysłodawcy portalu www.egzaminy.edu.pl mogę stwierdzić, że rodziców, którzy ślepo wierzą rankingom, jest naprawdę niewielu. Dla zdecydowanej większości zainteresowanych wyborem nowej szkoły rankingi to ważne, ale nie jedyne źródło informacji. CKE ma natomiast obowiązek (bo za to dostaje pieniądze) podawać do publicznej wiadomości informacje na temat egzaminów – od prostych danych liczbowych po szczegółowe analizy statystyczne.

Oczekiwałbym, że CKE zachowa się podobnie jak Główny Urząd Statystyczny, który publikuje w imię wolności i jawności przepływu informacji bardzo różne dane, np. z obszaru ekonomii.

Oczywiście może się tak zdarzyć, że potem obywatel korzystając z tych informacji podejmie złą dla siebie decyzję, ale na tym właśnie polega wolność wyboru jednostki, którą demokratyczne państwo i jego urzędnicy muszą szanować.

Marek Urban.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies. Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies

Zamknij